niedziela, 10 grudnia, 2023

Biznes i gospodarka

accessories for men and women by boatwatches.to. https://www.luxuryreplicawatch.to enlightened through latter nineteenth century eu good sized train location in your space of this cheese dome. https://www.replicacrr.ru/ enlightened through latter nineteenth century eu good sized train location in your space of this cheese dome. swiss https://vapesstores.com presents typically the community from hopes. reddit phoenix-suns.ru retain taking advancement. https://www.fake-watches.is rolex certainly is the most suitable biochemistry combined with technology as well as the trip. best redbullvape.com vape shop outlet. we offer you a large number of high quality luxury celine for sale. we offer you a large number of high quality luxury https://www.dita.to.

Polska spółka chce być globalnym liderem rynku zielonych metali. Planuje przejęcia na rynkach w Polsce i za granicą

Grupa Elemental Holding planuje stworzyć polskiego championa na globalnym rynku zielonych metali. W tym celu zainwestuje w ciągu najbliższych pięciu lat około 350 mln euro w budowę potężnego kompleksu metalurgicznego w Zawierciu, w województwie śląskim. Zamierza też przejąć polską spółkę Alumetal – jednego...

Ciepłownictwo szuka nowych sposobów na zazielenianie. Jednym z pomysłów jest odzyskiwanie ciepła z serwerowni

Polskie ciepłownictwo czeka w nadchodzących latach zwrot ku rozwiązaniom nisko- i zeroemisyjnym. Skala związanych z tym potrzeb inwestycyjnych sektora jest szacowana na kilkadziesiąt miliardów euro. Jednak bez tych inwestycji ciepłownictwo wciąż będzie ponosić wysokie koszty paliw kopalnych i zanieczyszczenia środowiska, a także...

Rachunki przedsiębiorstw za energię z sieci będą rosły. Dlatego wiele z nich już myśli o własnej instalacji OZE

W związku z inwestycjami w rozwój sieci od stycznia br. opłaty dystrybucyjne dla firm wzrosły aż o kilkadziesiąt procent, co znacząco zawyża ich rachunki za energię. W kolejnych latach spodziewany jest dalszy wzrost opłat przy utrzymującej się niestabilności na rynku energii, dlatego coraz...

Zielona transformacja ciepłownictwa przyspiesza. PGE prowadzi i planuje w tym zakresie prawie 30 inwestycji

Polskie ciepłownictwo będzie stopniowo przechodzić na zieloną energię. Długoletni i wymagający dużych nakładów proces transformacji jest konieczny, bo ma się przyczynić do znaczącej redukcji emisji CO2, zapewniając przy tym poprawę jakości powietrza i umożliwiając dostarczanie mieszkańcom ekologicznego ciepła po rozsądnej cenie. PGE Energia Ciepła prowadzi w tym zakresie 12 inwestycji, a w planach jest kolejnych 15, które mają na celu większe wykorzystanie odnawialnych źródeł i nowoczesnych, niskoemisyjnych technologii.

– Jesteśmy największym w Polsce producentem ciepła dla gospodarstw domowych, więc spoczywa na nas duża odpowiedzialność – mówi agencji Newseria Biznes Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej.

Spółka podkreśla, że jest liderem w zielonej transformacji ciepłownictwa i dąży do wytwarzania energii i ciepła w jak największym stopniu z czystych źródeł.

Segment ciepłownictwa w PGE bardzo szybko się rozwija i zmienia w kierunku niskoemisyjności. Dywersyfikujemy źródła wytwarzania i inwestujemy w OZE, żeby zapewnić jak najwięcej energii z czystych źródeł, a jednocześnie bezpieczeństwo i komfort odbiorcom ciepła. Już teraz w naszych zasobach pracują kotły elektrodowe czy biomasowe, pozyskujemy ciepło z odpadów i planujemy budowę farm fotowoltaicznych w naszych ciepłowniach – mówi Wojciech Dąbrowski.

Jako paliwo alternatywne dla węgla i gazu ziemnego PGE EC wykorzystuje obecnie przede wszystkim biomasę, która jest jedynym paliwem w elektrociepłowni Szczecin i częścią miksu paliwowego w elektrociepłowni w Kielcach. Spółka przetwarza też odpady komunalne w Instalacji Termicznego Przetwarzania z Odzyskiem Energii w Rzeszowie, gdzie buduje II linię technologiczną. Po zakończeniu tej inwestycji będzie w stanie przetwarzać do 180 tys. t odpadów rocznie, a odzyskiwanie energii elektrycznej i cieplnej z odpadów poprawi efektywność lokalnego systemu gospodarowania nimi.

W Toruniu spółka wykorzystuje z kolei potencjał energii geotermalnej, a w elektrociepłowni w Gdańsku wprowadziła zasilane energią elektryczną kotły elektrodowe o mocy 130 MW, które znacząco wpływają na zmniejszenie zużycia węgla i emisji CO2. Był to pierwszy taki projekt w Polsce. Między grudniem 2022 roku a marcem 2023 roku kotły elektrodowe, pracując na potrzeby bilansowania krajowego systemu elektroenergetycznego, wyprodukowały prawie 7000 GJ „zielonego ciepła”.

– Już dziś możemy zapewnić, że od 2024 roku przestaniemy produkować ciepło z węgla w oddziałach PGE Energia Ciepła w Lublinie, Rzeszowie, Zgierzu i Gorzowie Wielkopolskim. Uruchomimy też budowaną od podstaw Elektrociepłownię Czechnica, która będzie pracować na rzecz mieszkańców Wrocławia – zapowiada prezes zarządu PGE.

Nowoczesna jednostka będzie zasilana niskoemisyjnym gazem, a jej uruchomienie umożliwi zastąpienie w 2024 roku działającej w Siechnicach koło Wrocławia elektrociepłowni węglowej. To projekt o kluczowym znaczeniu dla całej aglomeracji wrocławskiej.

PGE EC rozwija również projekty związane z wykorzystaniem kolektorów słonecznych. Jej pierwszą inwestycją w fotowoltaikę będzie projekt w elektrociepłowni w Rzeszowie, który docelowo zakłada budowę farm fotowoltaicznych. Energia w nich produkowana będzie wykorzystana do zaspokojenia potrzeb własnych obiektów i urządzeń wytwórczych. Dzięki temu zmniejszy się zapotrzebowanie na energię elektryczną dostarczaną ze źródeł kogeneracyjnych i zwiększy się efektywność produkcji, co przyniesie też wymierne korzyści dla środowiska.

– Ogółem w fazie realizacji i planów PGE Energia Ciepła jest w tej chwili około 30 inwestycji, które w ciągu najbliższych lat trwale zmienią oblicze polskiego ciepłownictwa – podkreśla Wojciech Dąbrowski.

Należąca do grupy spółka PGE Energia Ciepła posiada sieci ciepłownicze o długości 700 km i ma swoje elektrociepłownie w 15 miastach w Polsce, w tym m.in. Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku i Rzeszowie. W sumie zapewnia dostawy ciepła dla ponad 2 mln odbiorców, a w ubiegłym roku wyprodukowała 50 610 TJ ciepła dla gospodarstw domowych, najwięcej ze wszystkich podmiotów działających w branży ciepłowniczej. Jest również największym w Polsce producentem energii elektrycznej i ciepła wytwarzanych w procesie wysokosprawnej kogeneracji, z ok. 25-proc. udziałem w tym rynku.

Centra danych chcą redukować swój ślad węglowy. Inwestują nie tylko w zieloną energię, lecz także w odpowiednie materiały budowlane i systemy chłodzenia

Centra danych stają się coraz bardziej efektywne energetycznie. Na redukcję ich śladu węglowego składa się szereg czynników, takich jak wykorzystanie zielonej energii czy wydajne chłodzenie serwerów, ale i takich, które pojawiają się już na etapie budowy, w tym odpowiedni dobór cementu. To dlatego korzystanie z usług data center może być dla firm bardziej zrównoważonym rozwiązaniem niż utrzymywanie własnej infrastruktury. Tym bardziej że jest to także bardziej efektywne kosztowo.

Mając w biurowcu własną serwerownię, korzystamy z prądu, który jest negocjowany przez administratora budynku, i efektywność prądowa jest bardzo niska – podkreśla w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje Adam Ponichtera, dyrektor generalny Data4 Poland. – My możemy na wiele sposobów zmniejszyć ślad węglowy w data center. Przede wszystkim możemy podpisać umowę z producentem zielonej energii, ze źródeł odnawialnych. To spowoduje zdecydowany spadek śladu węglowego z uwagi na to, że produkcja energii stoi na węglu. Drugą rzeczą jest free cooling, który powoduje, że chłodzimy zamkniętą wodę z glikolem w cyrkulacji data center poprzez powietrze. Jesteśmy w strefie klimatycznej, która powoduje, że jest to jeszcze w miarę łatwe w porównaniu do innych krajów jak Hiszpania czy Włochy.

Z danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, na które powołuje się działająca w sektorze Big Data firma NowVertical, wynika, że centra danych odpowiadają za około 2 proc. wszystkich globalnych emisji dwutlenku węgla. Za połowę tej ilości odpowiadają po równo Stany Zjednoczone i Azja.

– Przede wszystkim ten ślad węglowy generuje energia, jej produkcja i zużywanie. Jest to blisko 50 proc. cyklu życia data center. Kolejne pozycje to budowa samego data center – mówi Adam Ponichtera.

Oszczędności – zarówno środowiskowe, jak i kosztowe – przynosi odpowiednie dostosowanie pojemności i usług data center do potrzeb klienta. Z badania przeprowadzonego na zlecenie Forbesa wynika, że dostawcy usług chmurowych wykorzystują zaledwie 20–40 proc. możliwości serwerów, którymi dysponują.

 Klienci widzą, że koszty rosną i to nie tylko prądu, ale też zakupu wyposażenia, aby utrzymać swoje centrum danych. Z kolei data center, które prowadzi operacje w danym kraju, może z punktu widzenia wielkości oraz zasobności negocjować te warunki na trochę innych zasadach niż klienci biznesowi, którzy mają jedną serwerownię. My zużywamy prądu zdecydowanie więcej niż serwerownia klienta, dlatego też mamy większe możliwości, aby negocjować koszty – mówi dyrektor generalny Data4 Poland.

Jak podkreśla, jest szereg wskaźników, które pozwalają porównać efektywność w data center i we własnej serwerowni.

– Jednym z nich jest PUE, czyli power usage effectiveness, pokazujący efektywność zużycia mocy podczas chłodzenia zasobów. Drugim jest water usage effectiveness, czyli zużycie wody do chłodzenia data center, a trzecim carbon usage effectiveness – to jest współczynnik, który pokazuje ilość węgla i drogi węglowej, która jest generowana przy budowie data center oraz własnej serwerowni. Zbierając to w jedno, możemy zobaczyć, czy korzystniejsze jest budowanie i inwestowanie we własne ośrodki, czy też skorzystanie z wiedzy i doświadczenia profesjonalnego data center – mówi Adam Ponichtera.

Spółka Data4 Poland buduje swój pierwszy polski kampus w Jawczycach pod Warszawą. Na kampus składają się cztery centra przetwarzania danych o docelowej mocy sięgającej 60 MW. Kampus będzie obsługiwać 220 dostawców i operatorów chmurowych, zarówno z Polski, jak i całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Data4 jest obecna we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Luksemburgu i Polsce. Posiada znaczne rezerwy gruntów i mocy, które wkrótce zostaną rozszerzone do poziomu 185 ha i 843 MW. Jak zapewnia spółka, sposób działania centrów danych jest organizowany zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju.

– Neutralność klimatyczna w data center to na pewno wyzwanie na najbliższe lata. W Europie istnieje pakt o neutralności klimatycznej, który zakłada, że do 2030 roku tę neutralność klimatyczną osiągnie 25 jego sygnatariuszy, w tym również Data4. Chcemy, abyśmy tę trudną drogę przechodzili nie tylko my, ale też i nasi partnerzy czy konkurenci, wiedząc o tym, że wykorzystanie danych i rozrost danych będzie szedł z nami przez cały czas – podkreśla dyrektor generalny Data4 Poland.

Według Research and Markets światowy rynek centrów danych w 2021 roku wypracował przychody na poziomie niemal 216 mld dol. Do 2027 roku wzrosną one do ponad 288 mld dol.

Urządzenie wielkości znaczka pocztowego pomoże uchronić przed chorobami strun głosowych. Rozpozna objawy zmęczenia głosu i wyśle użytkownikowi alert

Przewlekłe choroby narządu głosu są trzecim najczęściej występującym w Polsce rodzajem chorób zawodowych. W większości problem ten dotyczy nauczycieli, ale z nadmiernym obciążeniem głosu zmagają się także artyści, prezenterzy radiowi czy prawnicy. Naukowcy z Northwestern University w USA opracowali pierwsze inteligentne urządzenie do...

Australijscy naukowcy pracują nad wydłużeniem żywotności baterii w smartfonach. Będzie można je użytkować nawet trzy razy dłużej

Ogniwa litowo-jonowe mogą być w urządzeniach mobilnych zastąpione znanym od nieco ponad dekady materiałem MXene. Naukowcy z Melbourne pracują nad technologią, która pomoże usuwać z takiej baterii warstwę rdzy tworzącą się w trakcie użytkowania telefonu. Dzięki temu jej żywotność może być nawet trzykrotnie dłuższa niż dzisiaj. Zdaniem naukowców to znacznie korzystniejszy ze względów środowiskowych i finansowych sposób niż recykling baterii. Liczą na to, że technologią zainteresują się producenci elektroniki i już za kilka lat idea zamieni się w produkt rynkowy.

MXene jest dwuwymiarowym materiałem o strukturze kryształu, odkrytym w 2011 roku. Składa się z metalu i materiału węglowego. Jego struktura może być zarówno jednowarstwowa, jak i wielowarstwowa, a do tego cechuje się właściwościami określanymi jako pośrednie między metalami a materiałami ceramicznymi. Początkowo materiał był badany zwłaszcza pod kątem zastosowań biobójczych, fotokatalitycznych i przeciwnowotworowych, ale możliwości jest znacznie więcej.

– Jest to bardzo mocny materiał, a także silnie przewodzący. Poza tym nadaje się do produkcji masowej. Wraz ze współpracownikami rozpatrywaliśmy ten materiał jako dobry zamiennik baterii litowo-jonowych. W ich przypadku problematyczne są kwestie związane z wydobyciem litu i jego bezpieczeństwem ze względu na jego reaktywność. MXene ma wiele zastosowań, a jednym z nich jest potencjalne zastąpienie baterii lub wykorzystanie go jako składnik baterii – wyjaśnia w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje dr Amgad Rezk, adiunkt w Instytucie Inżynierii Chemicznej Royal Melbourne Institute of Technology.

Samo zastosowanie nowego materiału do budowy baterii nie rozwiąże jednak problemów ich stosunkowo krótkiej żywotności.

– MXene można wytworzyć bardzo łatwo i to samo dotyczy jego produkcji na dużą skalę. Problemem z tym materiałem, podobnie jak z litem, jest ich nietrwałość. Działanie baterii opiera się na powtarzającym się ładowaniu i rozładowywaniu. Za każdym razem ten proces nie jest w stu procentach odwracalny. Materiał nie wraca do stanu pierwotnego, co prowadzi do nagromadzenia się warstwy rdzy czy tlenku, co zawsze było i jest problemem w przypadku baterii – mówi dr Amgad Rezk.

To właśnie ten proces korozji sprawia, że baterie użytkujemy średnio dwa–trzy lata. Nie ma bowiem skutecznej metody na usuwanie warstwy tlenku.

– Jeśli rower zacznie rdzewieć, można użyć płynu antykorozyjnego, aby usunąć rdzę chemicznie, albo wyczyścić ją mechanicznie. Na małą skalę zminiaturyzowanych urządzeń nie ma jednak takiej możliwości, ponieważ materiał jest zbyt cienki. Jeśli użyjemy chemikaliów do usunięcia rdzy, nic z niego  nie zostanie, a metoda mechaniczna nie sprawdzi się, ponieważ elementy są zbyt małe. W naszym laboratorium od ponad 15 lat pracujemy nad platformą bazującą na powierzchniowych falach akustycznych, czyli drganiach wysokiej częstotliwości mierzonych w megahercach – bardzo szybkich, ale niesłyszalnych – mówi adiunkt w Instytucie Inżynierii Chemicznej Royal Melbourne Institute of Technology.

W czasie badań okazało się, że poddanie utlenionych warstw MXene na zaledwie jedną minutę drganiom elektromechanicznym o częstotliwości 10 MHz prowadzi do znacznego usunięcia powierzchniowej warstwy tlenku, a materiał zachowuje przy tym swoją strukturę i właściwości. W praktyce taka technologia pozwoliłaby użytkować baterię nawet przez dziewięć lat.

Odkryliśmy, że dzięki zastosowaniu fal dźwiękowych możemy wprawiać w drgania zawartość baterii, aby pozbyć się warstwy tlenku (rdzy), a wtedy będziemy mogli odzyskać właściwości elektryczne baterii, odmłodzić je, aby przywrócić je do stanu pierwotnego. Nie można tego robić w nieskończoność, ale trzykrotne wykorzystanie części elektrycznych zbudowanych z badanego przez nas materiału MXene baterii jest możliwe – informuje dr Amgad Rezk.

Publikacja na ten temat znalazła się w czasopiśmie „Nature Communications”.

To może być lepsze kosztowo i środowiskowo rozwiązanie niż recykling baterii. Jak podkreśla naukowiec z RMIT University, w Australii tylko 10 proc. baterii z tego typu urządzeń trafia do ponownego przetworzenia, czyli pozostałe 90 proc. stanowi zagrożenie dla środowiska. Do tego wyzwaniem jest także wysoki koszt recyklingu litu i innych materiałów składowych w bateriach.

– Jesteśmy nadal  na wczesnym etapie badawczym, na jego temat opublikowaliśmy artykuł w bardzo prestiżowym czasopiśmie „Nature Communications”. Dążymy do nawiązania współpracy z branżą i producentami w sektorze baterii lub innych obszarach związanych z nanomateriałami, ponieważ nasze rozwiązanie jest platformą, która nie występuje pod określoną marką. Nie spodziewamy się, że z dnia na dzień stanie się ona produktem, ale być może będzie to możliwe za dwa–trzy lata, jeśli uda się współpraca z sektorem – mówi dr Amgad Rezk.

Naukowcy liczą, że zainteresowanie ze strony branży się pojawi, ponieważ właściwości baterii są dziś jednym z kluczowych kryteriów wyboru smartfona – od nich bowiem zależy wydajność urządzenia. Pojawia się zresztą coraz więcej wymogów w tym zakresie. W tym roku ma wejść w życie unijne prawo bateryjne, które zakłada, że baterie w urządzeniach elektrycznych i elektronicznych mają pochodzić z recyklingu, być łatwo wymienialne oraz mieć paszport w formie kodu QR, po którego zeskanowaniu będzie można sprawdzić m.in. producenta i datę produkcji, skład chemiczny baterii czy jej szacowaną żywotność.

Volvo będzie tworzyć kluczowe innowacje w Krakowie. Do 2025 roku zatrudni ponad pół tysiąca inżynierów

Przyszłość motoryzacji to według Volvo inteligentne, w pełni elektryczne samochody, w coraz większym stopniu sprzedawane przez internet, napędzane najnowocześniejszymi komputerami z własnym oprogramowaniem i ciągle ulepszane dzięki aktualizacjom. W realizacji tej koncepcji ma pomóc marce nowy Tech Hub, który do końca tego roku zostanie...

Od 21 lutego małe i średnie firmy mogą się ubiegać o wsparcie badań i innowacji. Do wykorzystania w pierwszym naborze będzie prawie 4,5 mld...

Rusza pierwszy nabór w ramach programu Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki na lata 2021–2027 (FENG). Od 21 lutego mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa mogą składać wnioski o dofinansowanie ze Ścieżki SMART. W pierwszym naborze PARP rozdysponuje blisko 4,5 mld zł, które beneficjenci będą mogli przeznaczyć na rozwój działań badawczych i innowacyjnych. Celem konkursu jest wzmocnienie zdolności badawczych i innowacyjnych przedsiębiorstw poprzez realizację prac B+R, wdrożenie innowacji, a także działań skupiających się m.in. na gospodarce niskoemisyjnej, zmianach klimatu oraz gospodarce o obiegu zamkniętym.

– Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki to 7,9 mld euro, które przyczynią się do wsparcia i rozwoju polskiej gospodarki. Pieniądze z tego programu sfinansują badania i innowacje oraz wykorzystywanie zaawansowanych technologii – mówi Grzegorz Puda, minister funduszy i polityki regionalnej. – Przeznaczymy te pieniądze na wzrost konkurencyjności małych i średnich przedsiębiorstw, rozwinięcie umiejętności na rzecz inteligentnej specjalizacji, transformację przemysłową i przedsiębiorczość, a także na transformację gospodarki w kierunku Przemysłu 4.0. To oznacza, że przez najbliższe lata będziemy finansować projekty badawczo-rozwojowe i wspierać współpracę nauki, biznesu, instytucji i organizacji tworzących środowisko, które sprzyjają innowacyjności i tworzą system wsparcia dla rozwoju nowoczesnej gospodarki.

– W ramach Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki uruchamiamy Ścieżkę SMART – program wsparcia na badania i wdrożenie innowacyjnych badań – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Dariusz Budrowski, prezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.

Ścieżka SMART skierowana jest do sektora MŚP, dużych przedsiębiorstw oraz konsorcjów naukowo-przemysłowych (organizacje i instytuty badawcze, organizacje pozarządowe, uczelnie i inne podmioty systemu szkolnictwa wyższego i nauki). PARP jest odpowiedzialna za realizację pierwszego naboru skierowanego do mikro-, małych i średnich firm. Ścieżka SMART pozwoli na przekazanie środków na realizację projektów w wysokości 10,67 mld zł, z czego PARP rozdysponuje 6,67 mld zł.

– W ramach Ścieżki SMART od 21 lutego uruchamiamy nabór wniosków o dofinansowanie. Łączna pula środków, które chcemy przeznaczyć w ramach ścieżki SMART na realizację projektów, to 2,4 mld euro – informuje prezes PARP. – Pierwszy nabór, który kończy się 12 kwietnia, to 1 mld euro przeznaczony dla mikro-, małych i średnich firm działających na terenie Polski, które skorzystają ze wsparcia i złożą wniosek obejmujący minimum jeden obligatoryjny moduł B+R lub wdrożenie innowacji.

Ścieżka SMART jest realizowana w sposób modułowy. Przedsiębiorca z sektora MŚP wybiera jeden z dwóch modułów obowiązkowych (prace badawczo-rozwojowe lub wdrożenie innowacji) oraz dowolną liczbę modułów fakultatywnych, których ma do wyboru pięć: cyfryzacja, zazielenienie przedsiębiorstw, internacjonalizacja, rozwój kompetencji i infrastruktura B+R.

 To moduły, w ramach których przedsiębiorca będzie mógł zrealizować swój pomysł biznesowy i rozwijać swoją firmę tak, jak tego potrzebuje – podkreśla Dariusz Budrowski.

W module obligatoryjnym B+R wnioskodawca może uzyskać finansowanie na wszystkie elementy procesu badawczego – badania przemysłowe, prace rozwojowe (w tym stworzenie prototypu oraz testowanie go) oraz zaangażowanie przyszłych użytkowników. Aby moduł mógł być objęty wsparciem, przedsiębiorca musi zaplanować przynajmniej prace rozwojowe. Efektem zaplanowanych prac B+R powinno być opracowanie możliwego do wdrożenia w działalności gospodarczej innowacyjnego rozwiązania, tj.: nowego albo ulepszonego wyrobu lub usługi (innowacji produktowej) lub nowego albo ulepszonego procesu biznesowego dotyczącego funkcji działalności przedsiębiorstwa w zakresie produkcji wyrobów lub usług (innowacji w procesie biznesowym).

Drugi moduł obligatoryjny, który przedsiębiorca może wybrać, to wdrożenie innowacji. Obejmuje on dofinansowanie wdrożenia w przedsiębiorstwie wyników prac B+R posiadanych przez wnioskodawcę lub będących efektem realizacji modułu B+R. Wyniki prac B+R muszą prowadzić do powstania innowacji produktowej lub procesowej co najmniej na poziomie krajowym. Wśród kosztów objętych wsparciem znajdują się m.in.: zakup lub leasing gruntów oraz nieruchomości zabudowanych, zakup lub leasing środków trwałych innych niż nieruchomości, nabycie robót i materiałów budowlanych czy zakup wartości niematerialnych i prawnych.

 W zależności od potrzeb przedsiębiorca będzie miał możliwość sfinansowania zakupu lub remontu nieruchomości, zakupu maszyn, urządzeń, ale także zatrudnienia personelu do przeprowadzenia badań, które są niezbędne do wypracowania innowacyjnych rozwiązań – wylicza prezes PARP. – To bardzo istotne, że wszystkie moduły, które wpływają w tym konkursie, będą miały możliwość zrealizowania kompleksowego wsparcia dla przedsiębiorcy. Przedsiębiorca sam będzie decydował, jaki rodzaj wsparcia chce uzyskać i co chciałby uzyskać jako finalny efekt tego przedsięwzięcia.

 


a

 

Gotowanie z mąką ze świerszczy budzi kontrowersje. Poszukiwanie alternatywnych źródeł białka będzie jednak coraz silniejszym trendem

Na początku stycznia Komisja Europejska wydała zgodę na wprowadzenie do sprzedaży w krajach Wspólnoty produktów zawierających mąkę ze świerszczy. Zgoda wydana została jednemu producentowi i będzie obowiązywała przez pięć lat. Produkt cechuje się wysoką zawartością białka i może być wykorzystywany jako substytut mąki zbożowej. Choć produkcja żywności z owadów budzi wśród Europejczyków kontrowersje, to na świecie, a zwłaszcza w krajach azjatyckich, jest to częsta praktyka. Ma ona również istotny wymiar ekologiczny: hodowla owadów jest dużo mniejszym emitentem gazów cieplarnianych niż hodowla bydła i trzody chlewnej. Co więcej, świerszcze są nie tylko źródłem białka, ale i błonnika, witamin i minerałów.

Z danych Humane Society International wynika, że ponad 16,5 proc. emisji gazów cieplarnianych spowodowanych przez człowieka pochodzi z hodowli zwierząt. To odsetek zbliżony do tego, za który odpowiada transport. Co więcej, jeśli sytuacja się nie zmieni, to do 2030 roku sektor ten będzie odpowiadał za ponad połowę skumulowanej globalnej emisji dwutlenku węgla.

– Żywność z owadów w mniejszy sposób wpływa na środowisko niż tradycyjna przymusowa hodowla zwierząt. Wykorzystujemy o wiele mniej wody, o wiele mniej miejsca, a owady możemy karmić resztkami – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje Paulina Górska, ekoedukatorka, ekspertka ds. zrównoważonego rozwoju. – Musimy szukać takich źródeł białka, które będą wywierać mniejszy negatywny wpływ na środowisko.

Ma to też aspekt ekonomiczny – hodowla owadów zajmuje znacznie mniej czasu i wymaga znacznie mniejszych nakładów finansowych niż ryb czy zwierząt domowych.

Cztery świerszcze to równowartość szklanki mleka pod względem zawartości białka. Powinniśmy poszukiwać nowych źródeł białka, bo naukowcy przewidują, że w 2050 roku będziemy potrzebowali produkować nawet 50 proc. więcej żywności niż dzisiaj – mówi Paulina Górska. – Ponad 2 mld ludzi na całym świecie regularnie spożywa owady i dla nas, w Europie czy Polsce, jest to kontrowersyjne, to nie są nasze nawyki żywieniowe, nie jesteśmy przyzwyczajeni do jedzenia owadów, ale być może za 20 lat to się zmieni. Jeśli chodzi o właściwości odżywcze takiej mąki, to świerszcze dostarczają nawet 60 proc. białka, więc one są po prostu bardzo odżywcze. Zawierają też różne witaminy, minerały i błonnik, na przykład z chityny. To bardzo pożywny pokarm.

Mąka z owadów może być substytutem mąki ze zboża. Zgodnie z rozporządzeniem Komisji Europejskiej sproszkowane świerszcze mogą być stosowane pod pewnymi warunkami m.in. w pieczywie, herbatnikach, produktach makaronowych, sosach, pizzach, zupach czy napojach. Zgoda KE dotyczy jednak jednego producenta.

– Jest zgoda dla jednej firmy na pięć lat, ale możemy się spodziewać tego, że będzie to trend rosnący i że ten rynek będzie rósł – mówi ekoedukatorka. – Jeśli jednak weźmiemy kwestie etyczne pod uwagę, to nie jest to żywność atrakcyjna dla wegetarian czy wegan. Powstaje też pytanie, czy dobrym kierunkiem jest to, że tradycyjną hodowlę zwierząt chcemy wymienić również na hodowlę zwierząt, która powiedzmy, że wywołuje mniejszy negatywny wpływ na środowisko, ale nadal wykorzystujemy zwierzęta.

Tego typu rozważania stawiają więc wyżej poszukiwanie roślinnych źródeł białka. W tym temacie wiele się dzieje i wciąż pojawiają się nowe pomysły i innowacje. Rozwiązaniem, nad którym od kilku lat trwają prace, może być mięso produkowane z protein sojowych lub grochowych.

– Jest ono drukowane w technologii 3D. Może wyglądać jak na przykład stek i zastępować nam potrzebę jedzenia mięsa w takiej postaci, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Istotnym trendem przyszłości najprawdopodobniej będzie produkcja żywności z alg, które są bardzo odżywcze, zawierają bardzo dużo białka, a ich hodowla jest bardziej ekologiczna niż na przykład soi. Ciekawym trendem jest też wertykalna hodowla żywności roślinnej – wymienia ekspertka.

Na świecie coraz większą popularność zdobywa mięso wytwarzane w warunkach laboratoryjnych. Przykładowo resort rolnictwa w Chinach w ubiegłym roku wydał deklarację, w której po raz pierwszy włączył mięso hodowane komórkowo i inne kategorie „żywności przyszłości” do swojego pięcioletniego planu rozwoju rolnego.

– Singapur jest pierwszym krajem, w którym takie mięso zostało dopuszczone do sprzedaży. W tamtejszych restauracjach możemy zjeść mięso, które zostało wyhodowane komórkowo, czyli w laboratorium, bez przemysłowej hodowli zwierząt, przez co jest ono pozbawione antybiotyków. Nawet w galeriach handlowych znajdują się stoiska, na których możemy kupić wyłącznie mięso wyhodowane komórkowo. Ostatnio również w Stanach Zjednoczonych taka żywność została uznana za bezpieczną. Wydaje się więc, że to jest bardzo mocny trend i być może za 20 lat te produkty będą już bardziej przystępne cenowo – przewiduje Paulina Górska.

Z danych zebranych przez Roślinniejemy wynika, że coraz więcej rządów wspiera inicjatywy, które mają na celu ograniczenie spożycia mięsa. Wśród nich jest dotowanie produkcji przyjaznej środowisku i rozwijaniu alternatyw dla mięsa i produktów odzwierzęcych, wprowadzanie zniżek na produkty pochodzenia roślinnego czy wyższych podatków na mięso. Holendrzy chcą być liderami w badaniach i produkcji roślinnych alternatyw dla mięsa i nabiału, a także inwestują w mięso hodowane komórkowo. Liczą na to, że będzie to w przyszłości ważna i dochodowa gałąź gospodarki. Również Finlandia dotuje z funduszu innowacji prace nad rozwojem białek roślinnych z rodzimych upraw i chce być liderem w tym przemyśle.

Według MarketsandMarkets światowy rynek substytutów mięsa był w 2021 roku wyceniany na prawie 1,9 mld dol. Do 2027 roku branża ta wypracuje przychody, które przekroczą 4 mld dol.

- Advertisement -spot_img

Latest News

Uniwersytety Europejskie rosną w siłę. Mają stworzyć realną konkurencję dla uczelni amerykańskich i chińskich

Do końca stycznia uczelnie wyższe, które chcą się stać częścią sojuszy Uniwersytetów Europejskich – integralnej części programu Erasmus+ – mogą zgłaszać swoje aplikacje. Nabór ogłoszony w końcówce ubiegłego roku ma tym razem rekordowy, łączny budżet w wysokości 387,2 mln euro. – Uniwersytety Europejskie są na tyle świeżą inicjatywą, że trudno jest ocenić wszystkie zyski, jakie płyną z ich funkcjonowania dla europejskiego szkolnictwa wyższego. Rodzi się jednak pewien nowy twór, który moim zdaniem będzie w dużym stopniu wpływać na przyszłość europejskiego akademizmu – mówi prof. Jan Słyk, prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej. Jak wskazuje, inicjatywa Uniwersytetów Europejskich ma przede wszystkim zwiększyć konkurencyjność uczelni z krajów UE względem tych ze Stanów Zjednoczonych czy Azji, które od lat okupują czołówkę Listy Szanghajskiej. 

– Konkurencyjność europejskich uczelni wynika z bardzo bogatej tradycji europejskiego akademizmu. I myślę, że to właśnie europejska akademia wciąż jest wzorem dla szkolnictwa wyższego na świecie. Ale jeśli porównamy potencjał finansowy czy infrastrukturalny, to tutaj już nie wypada to tak korzystnie w zestawieniu z szansami, jakie tworzą dla swojego akademizmu chociażby Stany Zjednoczone czy Chiny. I to jest jeden z powodów, dla których powstała idea konsorcjów Uniwersytetów Europejskich. One mają być silniejsze poprzez interdyscyplinarność oferty, poprzez większą pulę talentów, które gromadzą – mówi prof. dr hab. inż. arch. Jan Słyk.

Aktualną pozycję amerykańskich i chińskich uniwersytetów dobrze odzwierciedla tzw. Lista Szanghajska, czyli ranking najlepszych na świecie uczelni wyższych, opracowywany między innymi na podstawie danych o laureatach Nagrody Nobla i medalu Fieldsa, najwyżej cytowanych pracach czy artykułach opublikowanych w prestiżowych magazynach naukowych „Nature” i „Science”.

Ostatnie, ubiegłoroczne zestawienie po raz kolejny otworzył Uniwersytet Harvarda, a w pierwszej trójce znalazły się jeszcze dwie amerykańskie uczelnie: Uniwersytet Stanforda i Massachusetts Institute of Technology. W pierwszej dziesiątce jest ich łącznie aż osiem i tylko dwa uniwersytety europejskie - czyli brytyjski Oxford i Cambridge. Natomiast uwzględniwszy pierwszą setkę, znalazło się w niej aż 39 uczelni amerykańskich i 14 azjatyckich (w tym dziewięć z Chin).

Spośród państw należących do Unii Europejskiej pierwsza uczelnia sklasyfikowana na ubiegłorocznej Liście Szanghajskiej znalazła się dopiero na 16. pozycji (francuski Uniwersytet Paris-Saclay). W pierwszej 50-tce jest ich w sumie tylko pięć, natomiast w pierwszej setce uplasowało się tylko 20 uniwersytetów z Unii Europejskiej (wyłączywszy brytyjskie i szwajcarskie uczelnie).

Szansą na podniesienie ich konkurencyjności ma być przede wszystkim międzynarodowa współpraca – w tym unijny program wymiany edukacyjnej Erasmus+, którego budżet na lata 2021–2021 przekracza rekordowe 28 mld euro (czyli ok. 13 mld euro więcej niż w poprzedniej perspektywie finansowej). Jego integralną częścią są partnerstwa w ramach sojuszy Uniwersytetów Europejskich – czyli międzynarodowe sieci uczelni funkcjonujących na podstawie wspólnie wypracowanych zasad. Mogą stworzyć ją minimum trzy instytucje szkolnictwa wyższego z co najmniej trzech krajów członkowskich UE lub innych krajów należących do tego programu.

– W naszej sieci są nie tylko partnerzy korzystający z funduszy na rozwój europejskich sieci akademickich. Mamy też np. partnera stowarzyszonego ze Szwajcarii, który chce z nami w pełni współpracować, korzystając z innych źródeł finansowania. To oznacza, że rodzi się pewien nowy twór, który ma raczej wymiar intelektualny niż formalny. Moim zdaniem on będzie w dużym stopniu wpływać na przyszłość europejskiego akademizmu – mówi prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej.

Sojusze Uniwersytetów Europejskich to inicjatywa, która działa dopiero od kilku lat i jest częścią ogólnej wizji utworzenia do 2025 roku wspólnego, europejskiego obszaru edukacji. Obecnie istnieją 44 Uniwersytety Europejskie, które skupiają w sumie 340 instytucji szkolnictwa wyższego z 31 krajów Wspólnoty oraz m.in. Islandii, Norwegii, Serbii i Turcji. W Polsce należy do nich obecnie 18 uczelni nadzorowanych przez MEiN (w tym m.in. krakowska AGH, Politechnika Warszawska, Poznańska i Śląska). Każda z nich otrzymuje budżet w wysokości do 14,4 mln euro z programu Erasmus+ na okres czterech lat. 

– Mam nadzieję, że spowoduje to, że ten dystans w sile infrastrukturalnej i finansowej pomiędzy uczelniami z Europy a Stanów Zjednoczonych czy Chin ulegnie zmniejszeniu – mówi prof. dr hab. inż. arch. Jan Słyk. – Na razie Uniwersytety Europejskie są jednak na tyle świeżą inicjatywą, że trudno jest ocenić wszystkie zyski, jakie płyną z ich funkcjonowania dla europejskiego szkolnictwa wyższego.

Celem sojuszy Uniwersytetów Europejskich jest przede wszystkim wspierać atrakcyjność i jakość edukacji, wzmacniać konkurencyjność europejskich uczelni na arenie międzynarodowej oraz rozwijać mobilność studentów. Dzięki tej inicjatywie studenci mogą m.in. zdobywać dyplomy w trybie łączenia studiów w kilku państwach UE. Międzyuczelniane sojusze współpracują też w dziedzinie badań naukowych i innowacji.

Cały czas staramy się wzmacniać siłę tych powiązań i od tego, na ile wydajne będą kontakty pomiędzy wszystkimi grupami naszej społeczności akademickiej, zależy to, jak silne będzie konsorcjum. Chodzi m.in. o to, żeby One Campus – a tak się nazywa jeden z pakietów roboczych naszego konsorcjum – był żywym organizmem, żeby student mógł w czasie rzeczywistym zobaczyć ofertę dziewięciu uniwersytetów i skorzystać z niej, nawet niekoniecznie wyjeżdżając gdzieś na kilka miesięcy – mówi prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej.

- Advertisement -spot_img